niedziela, 2 lutego 2014

Snickersowe makaroniki


Nie pijam kawy - no chyba, że taką, w której więcej jest mleka niż wszystkiego innego razem wziętego. Nie przepadam też za kawowymi słodyczami i aromatem tego trunku. Mój Ukochany raczy się natomiast kawą parzoną z horrendalną ilością fusów i bynajmniej nie mieli jej samodzielnie. To wszystko przekłada się na fakt, iż do tej pory nie dorobiłam się porządnego młynka, w którym mogłabym zmielić migdały na mąkę do makaroników i zmuszona jestem do częstokroć żmudnych poszukiwań tejże mąki w okolicznych sklepach. Nie muszę chyba pisać, że znalezienie odpowiednio "czystej" - czyli zrobionej z porządnie zblanszowanych migdałów - i drobno zmielonej mąki graniczy z cudem. W kolejnych sklepach ekologicznych odsyłana byłam z kwitkiem, a że kilka razy srogo zawiodłam się na jakości migdałówki ze sklepów internetowych, postanowiłam na jakiś czas porzucić wytwarzanie moich ukochanych macarons.

Całe szczęście z bezmakaronikowego niebytu wydobył mnie asortyment sklepu eko znajdującego się zaraz koło mojego miejsca pracy - który, dziwnym trafem, poszerzył się o mąkę migdałową po kilku moich bezowocnych wizytach zakończonych smutną minką i nosem spuszczonym na kwintę. Jak widać w tym przybytku konsumenci mają dużą moc sprawczą :D

Przechodząc do kwestii samych makaroników, to oczywiście truizmem jest twierdzenie, że przy ich wypiekaniu najważniejsza jest absurdalna wręcz precyzja. Niezbędna będzie waga (najlepiej elektroniczna) i raczej nie macie co się bez niej za ich wypiek zabierać.
Trzeba także pamiętać, że jeśli chcecie do makaroników dodać jakikolwiek barwnik (najlepiej sprawdzają się te w proszku) tudzież kakao (jak w moim wypadku), to ZAWSZE MUSICIE PAMIĘTAĆ o uszczupleniu składników sypkich, a konkretnie cukru pudru, o dokładnie taką samą wagowo ilość dodanego barwnika. Krótko mówiąc: dodaliście 10 g kakaa - wsypujecie 190 g (zamiast 200 g) cukru pudru.
Niby proste, ale właśnie o tym, w ferworze pieczenia, kompletnie zapomniałam i masa makaronikowa wyszła nieco za gęsta, przez co ciasteczka nie są idealnie równe, a zakończone widocznymi na zdjęciach dzyndzołkami (ich ziarnistość wynika z niedostatecznie drobno zmielonych migdałów). Przy makaronikach 10 g robi naprawdę wielką różnicę.

I tak, owszem, blogerki kulinarne też potrafią być w kuchni roztrzepane, zamyślone i nieuważne, nawet jeśli jakiś przepis znają jak własną kieszeń, korzystały z niego milion razy i zawsze im się udawał ;-)

Podsumowując ten przydługi wstęp - oto moja wersja snickersowych makaroników od Tartlette.

Co będzie potrzebne?
(na kilkadziesiąt sztuk makaroników)
  • 3 białka jajek o gramaturze "L" - odstanych przez dobę-dwie poza lodówką i bez przykrycia (ostatecznie wyjdzie ok. 100 g)
  • mała szczypta drobnoziarnistej soli
  • 50 g drobnego cukru do wypieków
  • 110 g mąki migdałowej
  • 190 g cukru pudru
  • 10 g ciemnego kakao do wypieków
  • słoiczek masła orzechowego
  • słoiczek Nutelli
+ mikser, miska, papier do pieczenia, piekarnik, woreczek z tylką o dużym, okrągłym otworze


Jak to zrobić?

Odstane białka jajek wlewamy do dzieży robota kuchennego bądź miski, dodajemy małą szczyptę soli i ubijamy do momentu uzyskania sztywnej piany. Cały czas miksując, dosypujemy w trzech-czterech partiach drobny cukier do wypieków.

Do masy białkowej przesiewamy mąkę migdałową i cukier puder oraz kakao. Mieszamy szpatułką do momentu dokładnego połączenia się składników, ale nie za długo (wystarczy kilkanaście ruchów).

Powstałą masę przekładamy do worka cukierniczego uzbrojonego w tylkę o okrągłym, dość szerokim (u mnie ok. 1,5 cm) otworze.

Rozkładamy matę silikonową albo papier do pieczenia (bardziej polecam ten drugi) i w odstępach około 2,5-centymetrowych wyciskamy kropki makaronikowe o średnicy mniej więcej 2-3 cm (makaroniki trochę się "rozejdą" i powiększą).

Makaroniki zostawiamy na blacie do wyschnięcia przez około godzinę-półtorej (w zależności od wilgotności powietrza w pomieszczeniu). Musi zrobić się na nich delikatna skorupka, która po dotknięciu nie lepi się do palców - dzięki temu, podczas pieczenia, makaronikom wyrośnie  kołnierzyk, który jest ich znakiem rozpoznawczym.

Piekarnik nagrzewamy do 150 st. C (tryb: termoobieg).

Wkładamy makaroniki i pieczemy ok. 10-12 minut. Jeśli po tym czasie nadal będą się za bardzo uginać pod palcami i będą ciężko odchodzić od podłoża, możemy zmniejszyć temperaturę do 110-120 st. C i podpiec je jeszcze przez kilka minut.

Gotowe makaroniki wyjmujemy z piekarnika i odstawiamy do wystudzenia, a następnie łączymy w pary - jedną część smarujemy masłem orzechowym, a drugą Nutellą, po czym łączymy obie połówki i pałaszujemy.

Bon appétit!






23 komentarze:

  1. Gratuluję wypieków, są urocze. Ja jeszcze nie odważyłam się na samodzielne pieczenie takich cudeniek. Chyba zacznę od wymiany wagi na lepszy model :)

    Pozdrawiam
    Ania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aniu, one nie są trudne do zrobienia, więc nie ma się czego bać - nie mogą nas tylko ponieść przy nich wodze fantazji :-)

      Jestem pewna, że komu, jak komu, ale Tobie się na pewno udadzą :D

      Usuń
  2. Pyycha! Wyglądają obłędnie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! Nieskromnie napiszę, że smakowały też niezgorzej :D

      Usuń
  3. Palce lizać ! W takim wydaniu smakowym muszą być obłędnie pyszne :)

    OdpowiedzUsuń
  4. O Matko! Piękne... Zrobie! albo i nie bo nie mam takich umiejętności... ale spróbuje co mi tam :P
    Zachwycona jestem :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze raz to napiszę, bo warto: nie ma się co ich bać, wcale nie są takie trudne do zrobienia jak się wszystkim wydaje - mi wychodziły od pierwszego razu :-) Tylko po prostu trzeba być przy nich precyzyjnym :D

      Usuń
  5. Fajny pomysł, ciekawa propozycja. Gratuluję.

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudowne makaroniki .
    Zapraszam do udziału w konkursie http://wulkan-smaku.pl/sewris-pyszne-pl-recenzja-i-konkurs-na-was-do-wygrania-bony/

    OdpowiedzUsuń
  7. Wyglądają genialnie, aż żałuję, że chwilowo odpoczywam od słodyczy :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Wyszły piękne - ja podchodziłam 2 razy -i 2 razy wylądowały w koszu:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Poproszę nawet nie jednego, a kilka :D Pyszności, wyglądają obłędnie :P Gdyby nie to, że już za niedługo wakacje to już bym stała w kuchni i je piekła :P

    OdpowiedzUsuń
  10. Ale pysznie wygladaja. Slodziaki :-)

    OdpowiedzUsuń
  11. Wydaje mi się, że w moim przypadku nie będą tak łatwe do zrobienia, ale przygotuję sobie sprzęt, składniki i zabieram się do roboty!

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za odwiedzenie mojego bloga! Uprzejmie proszę o pozostawienie komentarza. Konstruktywna krytyka jest mile widziana :-)