piątek, 11 kwietnia 2014

Lody chałwowe


Lodziarnia w domu? Czemu nie! Poniżej przepis na bezmaszynkowe lody chałwowe (bez jajek!).

Inspiracja pochodzi ze strony Kukbuka*

*Istotnie zmieniłam ilość mleka skondensowanego - przy wklepywaniu przepisu musiało im chyba uciec jedno "0" :-)

Co będzie potrzebne?
(na ok. 800 ml lodów)
  • 400 ml słodzonego mleka skondensowanego
  • 400 ml dobrze schłodzonej śmietanki 36%
  • 180 g pasty tahini
  • 4 łyżki rumu lub brandy (ja użyłam tej drugiej)
  • kilka łyżek uprażonych ziaren sezamu (ozdoba - z roztargnienia posypałam nieuprażonymi :D)
+ mikser, miska, garnek, co najmniej litrowy pojemnik na lody (z przykrywką)

Jak to zrobić?

W misce łączymy ze sobą śmietankę oraz mleko skondensowane. Ubijamy do momentu, w którym masa stanie się puszysta, ale nie sztywna (niemniej widać już na niej będzie wzorki od miksera).

Tahini łączymy z czterema łyżkami masy śmietanowej i mieszamy do połączenia. Przelewamy do reszty masy śmietanowej i ubijamy mikserem przez chwilkę, aż wszystko dokładnie się wymiesza.

Dodajemy alkohol i znowu przez chwilkę miksujemy.

Przelewamy do pojemnika na lody, przykrywamy i mrozimy przez kilka godzin (u mnie przez noc).

Lody po wyjęciu z zamrażarki, dzięki dodatkowi alkoholu, nie są twarde jak skała, niemniej przed podaniem powinny odstać kilka minut w temperaturze pokojowej.

Smacznego! :-)




wtorek, 18 marca 2014

Zielona Pavlova na Dzień Św. Patryka


Trochę spóźniona Pavlova na Dzień Św. Patryka :-) Jak przystało smakołykom związanym z powyższym świętem - na wskroś zielona.

W bezie czuć nutę mięty oraz bazylii, znakomicie łączących się smakowo z pierwszymi dostępnymi w tym roku truskawkami.

Przepis na podstawową wersję bezy pochodzi z Moich Wypieków i wykorzystałam go już wcześniej w tym przepisie.


Co będzie potrzebne?
  • 6 białek (schłodzonych w lodówce)
  • 300 g drobnego cukru do wypieków
  • 1 łyżeczka mąki ziemniaczanej
  • 2 łyżeczki świeżo wyciśniętego soku z limonki
  • 1/2 łyżeczki zielonego barwnika spożywczego w żelu (u mnie Wilton, kolor "leaf green")
  • garść listków mięty (drobno posiekanych)
  • garść listków bazylii (drobno posiekanych)
  • 500 ml śmietany kremówki 36% (bardzo mocno schłodzonej)
  • 500 g serka mascarpone (schłodzonego)
  • 1 łyżeczka pasty waniliowej
  • 4 łyżki cukru (opcjonalnie)
  • 1 kg truskawek
+ mikser, piekarnik, blacha do pieczenia, papier do pieczenia

Jak to zrobić?

Nagrzewamy piekarnik do 180°C (termoobieg - zapewni najlepsze wysuszenie bezy).

Białka ubijamy na sztywno, dodając pod koniec po jednej łyżce cukru, łyżeczkę mąki ziemniaczanej, sok z limonki, barwnik oraz posiekane świeże zioła. Masa ma być bardzo gęsta i lśniąca.

Na papierze do pieczenia rysujemy okrąg o średnicy 22 cm (lub mniejszej - beza trochę urośnie i "rozejdzie się" na boki, więc w ostatecznym rozrachunku będzie miała nawet 26-27 cm) po czym papier przenosimy na blachę.

Ubitą masę białkową przekładamy na papier i rozsmarowujemy w granicach narysowanego okręgu. Ma być bardzo wysoka.

Wygląda to mniej więcej tak:



Bezę wstawiamy do nagrzanego piekarnika i po 5 minutach pieczenia skręcamy temperaturę do 150°C. Pieczemy jeszcze 80-90 minut, po czym studzimy w uchylonym piekarniku.

Rada: jeśli beza zaczyna zbyt mocno się rumienić, należy przykryć ją z góry folią aluminiową.

Pora na krem.

Odkładamy na bok 5-8 najładniejszych truskawek, które przekrawamy wzdłuż na pół, zachowując zielone szypułki - owoce posłużą za ozdobę deseru.

Resztę truskawek odszypułkowujemy i kroimy w średniej wielkości kostkę.

Kremówkę ubijamy na sztywno mikserem, dodając na koniec serek mascarpone. Cukrzymy, jeśli taka nasza wola, dodajemy pastę waniliową oraz pokrojone truskawki i delikatnie mieszamy do połączenia.

Krem wykładamy na bezę na godzinę przed podaniem deseru. Przyozdabiamy połówkami truskawek.

Rada: bezę należy zjeść tego samego dnia, w którym się ją przygotuje - później piankowy środek puszcza wodę i wszystko przestaje wyglądać tak spektakularnie, jak na zdjęciach. Powyższe nie wpływa oczywiście na smak, więc jeśli nie zależy Wam szczególnie na wyglądzie deseru, spokojnie możecie go pałaszować przez kilka dni, a w międzyczasie przechowywać w lodówce.

Smacznego! 






niedziela, 2 lutego 2014

Snickersowe makaroniki


Nie pijam kawy - no chyba, że taką, w której więcej jest mleka niż wszystkiego innego razem wziętego. Nie przepadam też za kawowymi słodyczami i aromatem tego trunku. Mój Ukochany raczy się natomiast kawą parzoną z horrendalną ilością fusów i bynajmniej nie mieli jej samodzielnie. To wszystko przekłada się na fakt, iż do tej pory nie dorobiłam się porządnego młynka, w którym mogłabym zmielić migdały na mąkę do makaroników i zmuszona jestem do częstokroć żmudnych poszukiwań tejże mąki w okolicznych sklepach. Nie muszę chyba pisać, że znalezienie odpowiednio "czystej" - czyli zrobionej z porządnie zblanszowanych migdałów - i drobno zmielonej mąki graniczy z cudem. W kolejnych sklepach ekologicznych odsyłana byłam z kwitkiem, a że kilka razy srogo zawiodłam się na jakości migdałówki ze sklepów internetowych, postanowiłam na jakiś czas porzucić wytwarzanie moich ukochanych macarons.

Całe szczęście z bezmakaronikowego niebytu wydobył mnie asortyment sklepu eko znajdującego się zaraz koło mojego miejsca pracy - który, dziwnym trafem, poszerzył się o mąkę migdałową po kilku moich bezowocnych wizytach zakończonych smutną minką i nosem spuszczonym na kwintę. Jak widać w tym przybytku konsumenci mają dużą moc sprawczą :D

Przechodząc do kwestii samych makaroników, to oczywiście truizmem jest twierdzenie, że przy ich wypiekaniu najważniejsza jest absurdalna wręcz precyzja. Niezbędna będzie waga (najlepiej elektroniczna) i raczej nie macie co się bez niej za ich wypiek zabierać.
Trzeba także pamiętać, że jeśli chcecie do makaroników dodać jakikolwiek barwnik (najlepiej sprawdzają się te w proszku) tudzież kakao (jak w moim wypadku), to ZAWSZE MUSICIE PAMIĘTAĆ o uszczupleniu składników sypkich, a konkretnie cukru pudru, o dokładnie taką samą wagowo ilość dodanego barwnika. Krótko mówiąc: dodaliście 10 g kakaa - wsypujecie 190 g (zamiast 200 g) cukru pudru.
Niby proste, ale właśnie o tym, w ferworze pieczenia, kompletnie zapomniałam i masa makaronikowa wyszła nieco za gęsta, przez co ciasteczka nie są idealnie równe, a zakończone widocznymi na zdjęciach dzyndzołkami (ich ziarnistość wynika z niedostatecznie drobno zmielonych migdałów). Przy makaronikach 10 g robi naprawdę wielką różnicę.

I tak, owszem, blogerki kulinarne też potrafią być w kuchni roztrzepane, zamyślone i nieuważne, nawet jeśli jakiś przepis znają jak własną kieszeń, korzystały z niego milion razy i zawsze im się udawał ;-)

Podsumowując ten przydługi wstęp - oto moja wersja snickersowych makaroników od Tartlette.

Co będzie potrzebne?
(na kilkadziesiąt sztuk makaroników)
  • 3 białka jajek o gramaturze "L" - odstanych przez dobę-dwie poza lodówką i bez przykrycia (ostatecznie wyjdzie ok. 100 g)
  • mała szczypta drobnoziarnistej soli
  • 50 g drobnego cukru do wypieków
  • 110 g mąki migdałowej
  • 190 g cukru pudru
  • 10 g ciemnego kakao do wypieków
  • słoiczek masła orzechowego
  • słoiczek Nutelli
+ mikser, miska, papier do pieczenia, piekarnik, woreczek z tylką o dużym, okrągłym otworze


Jak to zrobić?

Odstane białka jajek wlewamy do dzieży robota kuchennego bądź miski, dodajemy małą szczyptę soli i ubijamy do momentu uzyskania sztywnej piany. Cały czas miksując, dosypujemy w trzech-czterech partiach drobny cukier do wypieków.

Do masy białkowej przesiewamy mąkę migdałową i cukier puder oraz kakao. Mieszamy szpatułką do momentu dokładnego połączenia się składników, ale nie za długo (wystarczy kilkanaście ruchów).

Powstałą masę przekładamy do worka cukierniczego uzbrojonego w tylkę o okrągłym, dość szerokim (u mnie ok. 1,5 cm) otworze.

Rozkładamy matę silikonową albo papier do pieczenia (bardziej polecam ten drugi) i w odstępach około 2,5-centymetrowych wyciskamy kropki makaronikowe o średnicy mniej więcej 2-3 cm (makaroniki trochę się "rozejdą" i powiększą).

Makaroniki zostawiamy na blacie do wyschnięcia przez około godzinę-półtorej (w zależności od wilgotności powietrza w pomieszczeniu). Musi zrobić się na nich delikatna skorupka, która po dotknięciu nie lepi się do palców - dzięki temu, podczas pieczenia, makaronikom wyrośnie  kołnierzyk, który jest ich znakiem rozpoznawczym.

Piekarnik nagrzewamy do 150 st. C (tryb: termoobieg).

Wkładamy makaroniki i pieczemy ok. 10-12 minut. Jeśli po tym czasie nadal będą się za bardzo uginać pod palcami i będą ciężko odchodzić od podłoża, możemy zmniejszyć temperaturę do 110-120 st. C i podpiec je jeszcze przez kilka minut.

Gotowe makaroniki wyjmujemy z piekarnika i odstawiamy do wystudzenia, a następnie łączymy w pary - jedną część smarujemy masłem orzechowym, a drugą Nutellą, po czym łączymy obie połówki i pałaszujemy.

Bon appétit!