Moje ulubione muffiny. Smakują nieziemsko, są mięciutkie, puszyste i uzależniające. Przygotowanie nie zajmuje zbyt wiele czasu, jak to często bywa z tego rodzaju słodkościami ;-)
Przepis zaadoptowany od Marthy Stewart z jej książki "Cupcakes".
Co będzie potrzebne?
(na ok. 20 muffinów)
- 2,5 szklanki mąki pszennej
- 2 łyżki kakao (dobrego jakościowo, gorzkiego)
- 1 łyżeczka soli
- 1,5 szklanki cukru
- 1,5 szklanki oleju
- 2 jajka (duże)
- 0,5 łyżeczki czerwonego barwnika w żelu (używam barwników Wiltona)
- 1 łyżeczka ekstraktu z wanilii
- 1 szklanka maślanki (używam maślankę o smaku straciatella; może być też kefir)
- 1,5 łyżeczki sody oczyszczonej
- 2 łyżeczki białego octu (może być winny)
- 100 g groszków czekoladowych (albo posiekanej czekolady - u mnie po 50 g białych i deserowych groszków)
+ papilotki sztywne albo blacha na muffiny, sitko, miska, mikser
Jak to zrobić?
Wszystkie składniki muszą być w temperaturze pokojowej!
Przesiewamy do miski mąkę, kakao i sól. Mieszamy i odstawiamy.
Mikserem ubijamy olej z cukrem. Ciągle ubijając, dodajemy po jednym jajku. Dodajemy wanilię i barwnik, miksujemy do połączenia.
Do powstałej masy na zmianę wlewamy maślankę i wsypujemy suchą mieszankę mączno-kakaową. Miksujemy króciutko, tylko do połączenia składników.
Sodę zalewamy octem, mieszamy, powstałą pianę jak najszybciej przelewamy do masy i miksujemy na średnich obrotach przez 10 sekund.
Groszki czekoladowe wsypujemy do ciasta i mieszamy lekko i krótko drewnianą łyżką.
Groszki czekoladowe wsypujemy do ciasta i mieszamy lekko i krótko drewnianą łyżką.
Ciasto przelewamy do wyłożonej papilotkami albo wysmarowanej tłuszczem blachy na muffiny (każdą foremkę wypełniamy do 3/4 wysokości). Pieczemy do "suchego patyczka" w piekarniku nagrzanym do 180 stopni przez ok. 20-25 minut (musimy wyczuć nasz piekarnik, bo każdy jest inny i potrzebuje inną ilość czasu).
Muffiny wyjmujemy na kratkę do ostygnięcia (można też pałaszować na gorąco ;-) ) Dowolnie ozdabiamy (ja użyłam do tego kremu śmietanowo-czekoladowego z przepisu na "Ptasie radio").
UWAGA: jeśli chcemy na dłużej zachować świeżość i miękkość muffinów, trzymamy je pod przykryciem z torebki foliowej (używam do tego celu jednorazówek ze sklepów spożywczych).
Pyszne muffinki. A patera po prostu przepiekna!
OdpowiedzUsuńPozdrowienia.
Patera piękna, ale na zdjęciach nie widać, że jest niestabilna i ma tendencję do przechylania się. Zrobić zdjęcia z jej udziałem to konkurs cierpliwości :D Chyba muszę ją unieruchomić jakimś super glue ;-)
UsuńRównież pozdrawiam! :-)
gratuluję genialnych zdjęć, kuszą niesamowicie :)
OdpowiedzUsuńA dziękuję, takie mam założenie, robiąc fotki jedzeniu - żeby każdy miał ochotę skosztować modela. A najlepiej zrobić go samemu, a potem zjeść :D
UsuńSwoją drogą widzę, że u Ciebie na blogu oprócz kuchni królują koty - moje ulubione futrzaki. Całkowicie rozumiem to uwielbienie ^^
mniaaammmmm wyglądają przepysznie ! uwielbiam muffinki :)))) Popieram poprzedniczke zdjęcia ekstra :)
OdpowiedzUsuńNie wiem co bardziej mi się podoba muffiny czy ich zdjęcia... Piękne!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię:)